Karkonosze....piękne...drogie i przeludnione...
Podróż do Karpacza postanowiłyśmy odbyć własnym samochodem, była to duża oszczędność czasu w przeciwieństwie to pieniędzy...samochód liczony jak członek rodziny - 30zł za mnie, 30 zł za siostrę i 30zł za bąbelka. Z łzami w oczach zerkając do portfela, zostawiłyśmy bąbelka w dobrych rękach gospodarza tuż obok czarnej terenówy...
chwila odpoczynku przy słoneczniku...który bardziej przypominał małpę niż kwiatek...
Obowiązkowy przystanek w Samotni i herbatka....prosto z Nepalu...
czego to człowiek może się napić na wysokości 1195 m n.p.m.
czego to człowiek może się napić na wysokości 1195 m n.p.m.
no i zdobyłyśmy szczyt...chciałyśmy to uczcić jakimś maszketem z restauracji położonej na 1602 m n.p.m. idąc marzyłyśmy o gorącej czekoladzie....no i na marzeniach się skończyło.....gorąca czekolada 20zł,
...i znowu ludzie...ludzie....ludzie....w trampkach...adidaskach....sandałkach i z wózeczkami...prą do góry...a my w dół...do szklarskiej...
Zimowa stolica trójki okazała się nieco przereklamowana....a bąbelek stał się pełnoprawnym członkiem rodziny...jego parking = nasza nocka