poniedziałek, 31 października 2011

karkonosze



Karkonosze....piękne...drogie i przeludnione...
Podróż do Karpacza postanowiłyśmy odbyć własnym samochodem, była to duża oszczędność czasu w przeciwieństwie to pieniędzy...samochód liczony jak członek rodziny - 30zł za mnie, 30 zł za siostrę i 30zł za bąbelka. Z łzami w oczach zerkając do portfela, zostawiłyśmy bąbelka w dobrych rękach gospodarza tuż obok czarnej terenówy...

...rozpoczęłyśmy przemarsz na przełęcz karkonoską gdzie czekała na nas przytulna dwójeczka.
chwila odpoczynku przy słoneczniku...który bardziej przypominał małpę niż kwiatek...

Następnego dnia zielonym szlakiem w kierunku śnieżki, piękna malownicza trasa...

Obowiązkowy przystanek w Samotni i herbatka....prosto z Nepalu...
czego to człowiek może się napić na wysokości 1195 m n.p.m.



no i zdobyłyśmy szczyt...chciałyśmy to uczcić jakimś maszketem z restauracji położonej na 1602 m n.p.m. idąc marzyłyśmy o gorącej czekoladzie....no i na marzeniach się skończyło.....gorąca czekolada 20zł,






ach.....gorąca czekolada.....

.....ludzie...ludzie.....dużo ludzi.....


.....i małpi słonecznik w oddali...

.....już trzy kroki do schroniska..ale ten zachód....

...i znowu ludzie...ludzie....ludzie....w trampkach...adidaskach....sandałkach i z wózeczkami...prą do góry...a my w dół...do szklarskiej...

Zimowa stolica trójki okazała się nieco przereklamowana....a bąbelek stał się pełnoprawnym członkiem rodziny...jego parking = nasza nocka


Śnieżne kotły....jak kotły to i kolacja;)

Z jednej strony księżyc z drugiej słońce
....i przybyła misja ratunkowa pod postacią naszych zaniepokojonych schroniskowych współlokatorów...

....i tak sobie w czwórkę siedzieliśmy na górze i dół podziwialiśmy....